17 września 2011

List do matki. Wyznanie miłości

Autorka: Waris Dirie
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2009
ISBN: 978-83-247-0916-8
Ilość stron: 160

Z somalijskiej pustyni na światowe wybiegi i salony mody. Uciekając przed przymusowym małżeństwem Waris Dirie porzuciła surowe życie nomadów na rzecz osiągnięć zachodniej cywilizacji. W Europie odniosła zawodowy i finansowy sukces. Sława modelki pomogła jej nagłośnić okaleczający fizycznie i psychicznie rytuał obrzezania kobiet, któremu sama została poddana jako kilkuletnia dziewczynka. Jej wspomnienia spisane w książce „Kwiat pustyni” (wyd. 1998) okazały się wydawniczym sukcesem. Zachęcona przychylną reakcją czytelników kontynuowała pisarską przygodę publikując kolejno „Córkę nomadów” i „Przełamać tabu.”

Inspiracją do napisania czwartej w dorobku książki było pierwsze od dekady spotkanie z matką, której kilkutygodniowa wizyta w Wiedniu okazała się pasmem rozczarowań i kłótni, przyczyniając się do pogłębienia osobistych problemów byłej modelki. „List do matki” jest oskarżycielską odpowiedzią na zarzuty wysuwane podczas wiedeńskich sporów przez matkę i rodzeństwo autorki. Daleko mu do zapowiadanego we wstępie wyznania miłości. 

Waris Dirie z przeniesionego w 2009 roku na ekran „Kwiatu pustyni” to współczesny Kopciuszek. Rola ambasadorki ONZ walczącej o wprowadzenie zakazu obrzezywania kobiet wydaje się szczęśliwym zwieńczeniem wędrówki ku lepszemu życiu. Waris Dirie z wydanego w Polsce w tym samym roku „Listu do matki” to przepełniona żalem, nieradząca sobie z samą sobą czterdziestolatka, wyjątkowo krytyczna i całkowicie bezsilna wobec konserwatyzmu najbliższych. Po ponad dwudziestu lat życia w Europie i Ameryce nie ma wątpliwości, że klanowe, koczownicze społeczeństwo Somalii jest reliktem przeszłości kultywującym szkodliwe obyczaje i dyskryminujące praktyki, ukryte pod płaszczykiem muzułmańskich nakazów religijnych. Gloryfikowana we wspomnieniach matka okazuje się być ucieleśnieniem afrykańskiej, tradycyjnej obyczajowości, opartej na zabobonach i ludowych mądrościach. „Nigdy nie podawałam ręki białemu mężczyźnie. Każdy wie, że można się w ten sposób zarazić „biała chorobą”. I stać się biała!” (s.76) oznajmia tuż po przybyciu do Europy.

Na forum międzynarodowym Waris walczy o prawa kobiet, których znaczenia nie pojmuje jej własna rodzina. Dla najbliższych jest zeuropeizowaną i zlaicyzowaną outsiderką, do której zwracają się po pomoc i pieniądze, ale nie widzą powodu, aby wysłuchiwać jej racji. Konfrontacja z matką obnaża jej słabości, porywczość i rozchwianie emocjonalne. Zmienia z wojowniczki w dziewczynkę żebrzącą o miłość, matczyną dumę i zrozumienie.

Książki Dirie to nie rodzaj pisarstwa, po który sięga się ze względu na literacki kunszt. W przypadku poprzednich książek o ich popularności decydowała poruszana tematyka. Tym razem dużo mniej tu Afryki, więcej zmagań z własnymi demonami. Powracają pewne wyeksploatowane do granic czytelniczych możliwości wątki i sformułowania krążące wokół FGM (ang. female genital mutilation), dlatego nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w „Liście do matki” brak świeżości i nowatorstwa. Autorka nie oszczędziła też sobie i czytelnikom popularnego w ostatnim czasie, choć niewiele wnoszącego do tej konkretnej historii, utyskiwania na zachodnią pomoc humanitarną. Najwyraźniej uznała, że jako Afrykanka i w tej sprawie powinna zabrać głos.

Na szczęście kolejna cześć autobiografii Somalijki to przede wszystkim wiarygodnie opisana relacja matki i córki, które rozdzieliła pokoleniowa, kulturowa i cywilizacyjna przepaść. To również ekshibicjonistyczna spowiedź osoby, która na co dzień zmaga się z samotnością, poczuciem wykorzenienia i nałogami. I choć ciągłe przeprowadzki tłumaczy naturą somalijskiej koczowniczki stęsknionej za Afryką, to w jej neurotycznej opowieści po raz pierwszy Europejka może przejrzeć się jak w lustrze.

2 komentarze:

  1. Z tego co wiem (choć przyznam, że nie czytałam jej wspomnień) poprzednie książki powstały we współpracy z innymi autorami. Czy tę Dirie też pisała z czyjąś pomocą?

    Oczywiście nie podzielam poglądów matki, ale jestem w stanie ją zrozumieć. Niełatwo mieć liberalne poglądy, będąc kobietą w Somalii. Zresztą, jak pokazuje przykład Ayaan Hirsi Ali, nawet poza Somalią nie zawsze można czuć się bezpieczne.

    A propos pomocy humanitarnej, czyłałaś może książkę Dambisy Moyo „Dead Aid”?

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację. „List do matki” to pierwsza książka napisana samodzielnie przez Waris Dirie. Współautorkami trzech poprzednich były chronologicznie: Cathleen Miller, Jeanne D’Haem oraz Corinna Milborn.

    Wątek Ayaan Hirsi Ali i towarzyszącego jej na każdym kroku kordonu służb specjalnych pojawia się też u Dirie.

    Znam poglądy tej zambijskiej ekonomistki z jej wystąpień i licznych artykułów prasowych, które towarzyszyły publikacji „Dead Aid.” Książki dotąd nie czytałam.
    W podobnym „antypomocowym” duchu wypowiada się Linda Polman, której „Karawanę kryzysu” niedawno skończyłam i zamierzam wkrótce zrecenzować. Będzie okazja do pociągnięcia dyskusji.

    OdpowiedzUsuń