16 maja 2011

Krew w twoim telefonie

Produkcja : Dania
Rok produkcji: 2010
Oryginalny tytuł: Blod i mobilen
Reżyseria: Frank Piasecki Paulsen
Czas trwania: 82 minuty

Gdy ponad sto lat temu w Europie ruszyła masowa produkcja ogumienia, Kongo, prywatna kolonia belgijskiego króla Leopolda II, stało się głównym dostawcą kauczuku. Dziś najbardziej pożądanym bogactwem naturalnym Kongo stał się koltan. W ciągu ostatnich kilku lat ceny tego surowca wzrosły dziesięciokrotnie. Według ONZ nie ma kongijskiego koltanu, którego wydobycie nie wspierałoby grup partyzanckich, bojówek lub obcych wojsk. Równocześnie, szacuje się, że w trwających od 1996 roku walkach na terenie DR Kongo zginęło ponad 5 mln osób.

Koltan wykorzystywany jest w produkcji elektroniki, w tym telefonów komórkowych. „Czy to czyni mnie odpowiedzialnym?” zastanawia się reżyser i narrator Frank Paulsen, wierny użytkownik Nokii.

Dziennikarskie śledztwo zaprowadzi go do fińskiej siedziby Nokii, amerykańskich organizacji pozarządowych, niemieckich naukowców oraz największej kongijskiej kopalni surowca w Bisie w Północnym Kivu. Podróż przez DRK to przekraczanie kolejnych kręgów piekielnych. Ostrzeżenia przeradzają się w groźby, spotykane osoby wydają się coraz bardziej nieobliczalne. Wreszcie dżungla ustępuje miejsca rdzawoczerwonej błotnistej górze, miejscu pracy kilkunastu tysięcy górników, w tym kilkunastoletnich dzieci. Przybywają tu w poszukiwaniu łatwego zarobku, a jedyne, co może ich spotkać to przemoc, choroby, gwałty i śmierć. Zejścia do szybu, współczesnego jądra ciemności, to najmocniejszy moment tego prowadzonego w dobrym tempie filmu. Odwaga ekipy godna podziwu.

Paulsen umiejętnie gra kontrastami. Duchotę, chaos i anarchię Kongo przeciwstawia zaśnieżonej Finlandii, sterylnej siedzibie Nokii i korporacyjnym procedurom. Ciekawy zabieg, który po części tłumaczy, skąd bierze się obojętność Północy na los Południa.

Równocześnie jednak dokument otwiera oczy na jedną prostą prawdę: chęć maksymalizacji zysku potrafi połączyć ludzi w każdej części świata i usprawiedliwić każde działanie. Sztuczny, wystudiowany język pracowników Nokii przywołuje na myśl wypowiedź rzeczniczki Departamentu Stanu Christine Shelley z 1994 roku, próbującej poprzez liczne zabiegi stylistyczne uniknąć określenia wydarzeń w Rwandzie mianem ludobójstwa. W ten sam sposób korporacja potrafi udowadniać brak związku między polityką social responsability a czerpaniem zysków z krwawego koltanu.

Oglądając film warto też zwrócić uwagę na kilku wyjątkowo ciekawych kongijskich rozmówców. Ich uwagi o przewadze administrowania krajem podczas wojny nad okresem pokoju, czy też o korzyściach z łączenia posady państwowej z działalnością prywatną w tym samym sektorze to prawdziwe perełki.

Zobacz trailer:

Dokąd mnie zabierzesz?

Produkcja : Lane Street Picture, Uganda
Rok produkcji: 2010
Oryginalny tytuł: Where Are You Taking Me?
Reżyseria: Kimi Takesue
Czas trwania: 72 minuty

Dokument, prezentowany w ramach Planet Doc Film Festiwal, zapowiadano jako próbę przełamania stereotypów na temat Ugandy. Pokazania życia codziennego w kraju, o którym mówi się zwykle w kontekście biedy, wojny, cierpienia i braku perspektyw. Zabrzmiało obiecująco, ale czy projekt się powiódł?

Już od pierwszych ujęć, reżyserka zabiera widza w spontaniczną podróż po kraju. Kamera przygląda się ulicom Kampali, klientkom salonu fryzjerskiego i różnobarwnym tkaninom na targu. Trafia na ślub, na zawody w podnoszeniu ciężarów i do klubu bokserskiego, uczestniczy w szkolnej wycieczce i próbie gry na bębnach. Czasem obserwuje z oddali, zwykle jednak staje w samym centrum wydarzeń. Chwilami zatrzymuje się na zbyt długo w jednym miejscu, nużąc monotonią  obrazu i dźwięku. Innym razem prześlizguje się po twarzach i krajobrazach, filmując z jadącego samochodu i pozostawiając uczucie niedosytu. Obrazom nie towarzyszy żaden komentarz. Tłumaczone są tylko wypowiedzi i napisy po angielsku, a tych jest znikoma ilość. Widoczna dla filmowanych kamera powoduje, że zachowują się nienaturalnie. Dzieci popisują się i wdzięczą się do kamery, dorośli sprawiają wrażenie speszonych. W skrajnych przypadkach kamera wywołuje niepokój i obawy o to, co stanie się z ich utrwalonym wizerunkiem. Stąd po części wziął się tytuł filmu. Dokąd trafi obraz kraju i jego mieszkańców? Czy nie stworzy to dla nich zagrożenia? Tytuł to równocześnie nawiązanie do sposobu odkrywania Ugandy przez reżyserkę. Bez planu, tezy, celu… Widz musi sam opowiedzieć sobie na pytanie, co i dlaczego zostało mu pokazane. A potem pokusić się o refleksję.

Wydaje się, że taka właśnie była intencja twórców dokumentu, który powstał na zamówienie międzynarodowego festiwalu filmowego w Rotterdamie. W ramach projektu grupie reżyserów zaproponowano zrealizowanie filmów w afrykańskich krajach, których nigdy dotąd nie odwiedzili. Postawiono także wymóg współpracy z lokalnymi filmowcami. Podczas spotkania po projekcji Kimi Takesue przyznała, że w Ugandzie niemal brak infrastruktury filmowej, na zdjęcia miała niewiele ponad dwa tygodnie, a o dokumentowanym kraju nie posiadała żadnej wiedzy.

I to niestety widać. Mimo że plany były bardzo ambitne, to jednak splot tych wszystkich czynników zaowocował filmem bardzo powierzchownym, który porównać można do wrażeń dbającej o poprawność polityczną amerykańskiej turystki w egzotycznym kraju.

Zobacz trailer: