17 czerwca 2011

Moja Afryka

Autor: Kinga Choszcz
Wydawnictwo: Bernardinum
Seria: Poznaj Świat
Rok wydania: 2008
ISBN: 978-83-7380-553-8
Ilość stron: 352

Miało być inaczej. Początkowo nie planuję sięgać po książkę Kingi Choszcz. Nie zachęca mnie tytuł „Moja Afryka”. Zdjęcie delikatnej, dziewczęcej twarzyczki autorki na okładce z dodaną w programie do obróbki zdjęć żyrafą. Pomarańczowa czcionka odstraszająca od przeczytania informacji na zielonkawej okładce.

We września 2003 r. Kinga Choszcz wróciła do Polski po pięcioletniej wyprawie autostopem po świecie. Na swoim podróżniczym blogu napisała:
„Wiem, że dla mnie to jeszcze nie koniec podróży. Został jeszcze jeden, ostatni, olbrzymi, być może najtrudniejszy kontynent - Afryka. Tyle wiem. Nie wiem jeszcze natomiast, kiedy dokładnie, jak, oraz najważniejsze - czy razem, czy sama... Ale... wszystko w swoim czasie.”

W sierpniu 2009 r. czytam w Travelerze artykuł zatytułowany „Zmarła w drodze”. O podróżniczce, której samotna ośmiomiesięczna wyprawa po Czarnym Lądzie zakończyła się tragicznie. W Akrze, stolicy Ghany, zmarła na malarie mózgowa. Wiem już, kim była niepozorna, uśmiechnięta dziewczyna z okładki. Po książkę nie sięgam. Nie zamierzam po raz kolejny przeczytać, że Afryka jest śmiertelnie niebezpieczna.

We wrześniu 2005 r. Kinga zamieściła na swojej stronie internetowej wpis: „Lato prawie odeszło, dni coraz chłodniejsze, poprzednia podróż uwieczniona w książce... Nadchodzi czas na kolejne przygody. Na ostatni kontynent, który na mnie czeka”.

Przez ostatnie lata na podróżniczych blogach raz po raz  trafiam na cytat: "Każde marzenie dane jest nam wraz z mocą do jego spełnienia". To słowa Kingi. Książki wciąż jednak nie kupuję.

W październiku 2005 r. Kinga wyruszyła stopem do Afryki. Zamierzała przebyć cały kontynent, bez planowania. Pozwalała „wydarzeniom po prostu się wydarzać, a drodze powieść […] poprzez nowe miejsca, kraje i przygody”. Przemierzyła Maroko, Saharę Zachodnią, Mauretanię, Senegal, Mali, Burknę Faso, Niger, Gambię, Gwineę Bissau, Gwineę, Sierra Leone, Liberię, Wybrzeże Kości Słoniowej aż do Ghany.

Podróżowała zachłannie, wciąż podążając za nowymi krajobrazami, kolejnymi znajomościami, przekroczonymi granicami. Wydaje się, że przemieszczanie się było celem samym w sobie.
Podróżowała z fantazją. Nie wzbraniała się przed żadnym środkiem transportu. Realizowała marzenia, o których inni nie potrafiliby nawet zamarzyć. Przemierzała pustynię na białym wielbłądzie. Pędziła vanem po bezdrożach. Brała naturalny prysznic pod wodospadem.
Podróżowała fortunnie. Przypadkiem trafiała tam, gdzie dzieje się coś wyjątkowego jak choćby przedostatni rajd Paryż – Dakar na kontynencie afrykańskim. Mimo że wszyscy ostrzegali ją przed czyhającymi niebezpieczeństwami, ona trafia na uczciwych, dobrodusznych ludzi.
Podróżowała brawurowo. Omijała graniczne punkty kontrolne, przemierzała kraje bez wiz. Żyła tak jak miejscowi. Skromnie, bez luksusu europejskiej cywilizacji. Swoją postawą budziła zdziwienie Afrykanów. „Słyszałem, że nawet w Paryżu są biedni” – skomentował jeden z zatrzymanych kierowców. Wydaje się, że takie życie odpowiadało jej najbardziej. Zasłużyła na swój przydomek Freespirit. Jej Afryka pełna była radosnych dzieci, życzliwych dorosłych, słodkiej herbaty i dorodnych, soczystych owoców.

Afrykańskiej rzeczywistości nie przyjmowała jednak bezkrytycznie. Oburzało ją bezzasadne okrucieństwo, wyłudzanie pieniędzy i podarunków od białych podróżnych. Przerażała animistyczna obrzędowość, pozycja społeczna kobiet i los dzieci. Na gorąco komentowała: „Podczas kiedy my chcemy wierzyć, że robimy coś dla nich, na przykład „sprawiamy trochę radości ich biednym dzieciom”, w rzeczywistości to oni robią coś dla nas. Jestem ich gościem, więc robią wszystko, by mnie zadowolić. […] Życzysz sobie zobaczyć, jak dzieci rysują? Zorganizujemy ci dzieci od ręki. Ile potrzebujesz? Te się nadadzą? Czy wolisz młodsze, czy starsze?”.

W maju 2011 r. w zakończeniu „Babci w Afryce” czytam wspomnienie Basi Meder o Kindze. Poznały się w Australii i od tego czasu pozostawały w kontakcie. Meder dzieliła się z młodszą o całe pokolenie koleżanką doświadczeniami z samotnej wyprawy po Afryce. Martwiła, bo Kinga była weganką i nie miała zaufania do farmaceutyków. „Kinga, autorka dwóch książek […] stała się legendą, a jej sposób podróżowania wciąż inspiruje młodych ludzi.” Wreszcie decyduję, że muszę zamówić „Moją Afrykę” (wraz z dwiema innym afrykańskimi książkami).

Ponownie nie mam odwagi otworzyć książki Kingi. Zaczynam od innej, dobrze napisanej relacji Michała Kruszona z podróży o Ugandzie. Wreszcie przychodzi kolej na „Moją Afrykę”. Szybko oswajam się z naturalnym, pełnym radosnych zdrobnień językiem pamiętnika z podróży, pisanego w drodze, w kurzu, palącym słońcu… Podziwiam bajecznie kolorowe zdjęcia. Widzę radosną, cieszącą się jednymi z najlepszych chwil w życiu rówieśniczkę, nauczycielkę języka, tak jak ja, realizującą marzenie, na spełnienie którego mnie być może nigdy nie starczy odwagi.
Zazdroszczę jej wrażeń, łatwości nawiązywania kontaktów, zaufania i wiary w ludzi oraz tak cennej i rzadkiej umiejętności rozstawania się z tym, co drogie sercu w nadziei, że los pozwoli to ponownie odnaleźć. Wzruszam się, ilekroć obiecuje komuś z nowych przyjaciół kolejne spotkanie lub wysyła zakupione pamiątki do domu w Polsce.

Wiem, jak zakończyła się podróż Kingi, a mimo to chcę jak najszybciej dokończyć lekturę. Zakończenie pozostawia niedosyt. Urywa się w momencie nie zwiastującym niczego złego. Kinga jak zwykle szykuje się do opuszczenia kolejnego kraju, do następnego etapu podróży… To z pewnością celowy zabieg. Z jednej strony czytelnikowi zaoszczędzone zostaje to, co zbyt intymne. Z drugiej, niedosyt skłania do poszukiwań. W Internecie nie trudno trafić na informacje o tej wyjątkowej podróżniczce. Na stronę założonej przez matkę Kingi fundacji, wywiady, wspomnienia, stary dziennik Kingi i jej partnera Chopina "Autostopem w Świat"… Klikam na zamieszczony tam link „Gdzie teraz jesteśmy”, wyświetla się informacja po angielsku: „ Od 9.06.2006 roku Kinga jeździ na swoim białym wielbłądzie w niebie…” Miało być inaczej.

Polecam wspomnienie o autorce w National Geografic Traveler:

Warto poczytać również jej dziennik z podróży autostopem po świecie: www.geocities.com/area51/9860/pamietnik/pamietnik.html, www.geocities.com/area51/9860/main_pol.html

2 komentarze:

  1. Właśnie zabieram się do czytania. Nie lubię czytać książek zmarłych autorów, od razu nastraja mnie to przeraźliwie smutno. Dlatego książka przestała na półce 2 lata, zaliczyłam kilka do niej podejść aż wreszcie - czytam. Jestem na samym początku podróży.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziel się wrażeniami, kiedy dotrzesz już do końca podróży.

    OdpowiedzUsuń