13 grudnia 2011

Pokuta Generała Golasa

Produkcja: USA
Rok produkcji: 2010
Oryginalny tytuł: The Redemption of General Butt Naked
Reżyseria: Eric Strauss, Daniele Anastasion
Czas trwania: 84 minuty

W 1996 roku niczym Paweł z Tarsu podążył za głosem Pana zrywając ze zbrodniczą przeszłością. Po latach jak rasowy celebryta skupia na sobie zainteresowanie mediów nie tylko w ojczystej Liberii. Historia jego tyleż spektakularnej, co wątpliwej przemiany z partyzanckiego watażki w chrześcijańskiego kaznodzieję przyciąga do Monrowii ekipy filmowe z całego świata. 

 Podczas trwającej od 1989 roku pierwszej wojny domowej w Liberii Joshua Milton Blahyi znany był jako generał Butt Naked. Dowodzone przez niego oddziały zapamiętano nie tylko za względu na wyjątkowe okrucieństwo. Chcąc zapewnić sobie ochronę mocy nadprzyrodzonych partyzanci walczyli nago. Mówiono, że Blahyi działał z natchnienia szatana. Praktykował kanibalizm. Składał ofiary z ludzi. W połowie lat dziewięćdziesiątych przepadł bez wieści. Świat usłyszał o nim ponownie, gdy triumfalnie obwieścił swe nawrócenie. Pod wpływem doznanego objawienia zaczął głosić dobrą nowinę wśród dawnych towarzyszy broni.

Droga od zwyrodniałego wojennego watażki do duszpasterza wzywającego do nawrócenia urzekła dziennikarzy. Reportaż o niezwykłej przemianie generała Golasa pokazał kanał BBC World News. Jego śladem podążyła też ekipa VBS.TV. W Polsce ich dokument The vice guide to Liberia z 2010 roku wyemitowało Planete. Butt Naked do tego stopnia zdominował niespełna godzinny film, że w polskiej wersji oryginalny tytuł zmieniono na Nagi Generał.

W 2005 roku na spotkanie z Joshuą Blahyi wyruszyli też amerykańscy filmowcy pracujący dla National Geographic: Eric Strauss i Daniele Anastasion. Efekt ich pięcioletniej pracy zatytułowany Pokuta Generała Golasa zaprezentowano po raz pierwszy w 2011 roku na festiwalu w Sundance. Jego warszawską premierę zapowiadano jako jeden z najmocniejszych punktów tegorocznego WatchDocs.

“Kiedy się wojna poczyna, to się piekło otwiera”[1]

Zadziwiające, z jaką łatwością Blahyi mówi o partyzanckiej przeszłości. On nie wyznaje grzechów, ale z dumą opowiada o tym, jaki był potężny i przebiegły. Rekrutował dzieci i przysposabiał je do walki, karmiąc ludzkimi narządami. Przy pomocy filmów i narkotyków tłumił ich strach przed śmiercią. Okaleczał nawet najbliższych współpracowników. „Zadawanie ludziom bólu sprawiało mi przyjemność” – wyznaje. Szacuje, że jest odpowiedzialny za śmierć 20 tysięcy ludzi.

Obecnie Joshua Blahyi to żarliwy ewangelista nauczający w slumsach Monrowii. Organizuje ośrodek pomocy dla dawnych towarzyszy broni: straconego liberyjskiego pokolenia dzieci-żołnierzy, po zakończeniu wojny bezrobotnych, bezdomnych narkomanów.

Przemawiając do rozmodlonego tłumu ma niespotykaną siłę oddziaływania. Z zabawnego rozmówcy czarującego inteligentną rozmową przeistacza się w charyzmatycznego przywódcę, sprawującego władzę nad ludzkimi umysłami. Kochanego i podziwianego. To zdecydowanie najmocniejsze sceny filmu. Łatwo ulec jego urokowi. „Musieliśmy stworzyć bardzo osobistą relację z Joshuą, jednocześnie zachowując perspektywę. Nie dać się uwieść jego charyzmie” – wyznała Daniele Anastasion w jednym z wywiadów udzielonych przy okazji festiwalu w Sundance [2].

Żal, spowiedź, zadośćuczynienie

Gdy w 2006 roku rozpoczyna pracę Komisja Prawdy i Pojednania (Truth and Reconciliation Commission), Joshua Blahyi jako pierwszy dobrowolnie składa obciążające go zeznania. Na co liczy: na uniknięcie kary, autopromocję dzięki telewizyjnej transmisji posiedzenia TRC? Wszak doskonale czuje się w centrum uwagi. Strauss i Anastasion nie podsuwają gotowej odpowiedzi. Nie wyjawiają również, czy wierzą w prawdziwość przemiany. Były generał zostaje rekomendowany do amnestii, ale wielu dawnych rebeliantów poprzysięga zemstę. Dla nich to mistyfikacja, nie kolejny krok na drodze duchowej transformacji.

Korzystając z obecności kamery Joshua podejmuje również próby pojednania z ludźmi, których skrzywdził w przeszłości. Więcej tu jednak aktorstwa niż skruchy. Żądań i nalegań niż próśb. Co powoduję, że ofiary na to przystają: strach, zobojętnienie czy obecność amerykańskich filmowców? Dokument potęguje wątpliwości w miarę oglądania i długo po zakończeniu.

Odpokutowanie

Poza jednostkowym wymiarem zbrodni i (braku) kary, amerykańscy dokumentaliści weszli o poziom wyżej, dotykając kwestii pojednania narodowego. Kluczowej, jeśli rozważy się siłę rażenia afrykańskich konfliktów: zerwanie więzi, upadek struktur państwowych i gospodarek, degenerację młodzieży przy równoczesnym współudziale w popełnianiu zbrodni tak szerokich mas społecznych, że ukaranie winnych przekształciłoby kraj w więzienie. Bez pojednania nie ma powrotu do normalności. Warunkiem pojednania jest publiczne przyznanie się do winy. Wyrażenie skruchy i próba zadośćuczynienia. Samo skazanie decydentów przez międzynarodowe trybunały czy zamknięcie za kratkami połowy społeczeństwa. 

[1] Przysłowie angielskie, za: Krzysztof Trzciński, Wojny w Liberii i Sierra Leone (1989-2002)
[2] Wywiad z reżyserami dokumentu: http://www.youtube.com/watch?v=q7yboWA3KfY

01 grudnia 2011

Tajny agent Jamie Bunda


Autor: Pepetela
Wydawnictwo: Claroscuro
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-62498-00-0
Ilość stron: 360

Poznajcie Jaimę Bundę: detektywa o siedzeniu monstrualnych rozmiarów. Wiecznego stażystę w Biurze Kryminalnym, bez szans na awans. Ten groteskowy anty-James Bond to centralna postać satyry na społeczeństwo współczesnej Angoli ujętej w ramy pastiszowego kryminału.

Po dwóch latach bezczynnego przesiadywania w sali detektywów, fajtłapowaty Jaime Bunda staje przed życiową szansą. Ma wyjaśnić sprawę morderstwa nastolatki. Rozwiązanie kryminalnej zagadki nie spędza mu jednak snu z powiek. Nie chce zbyt szybko żegnać się z pierwszymi w jego zawodowym życiu atrybutami władzy: zdezelowanym samochodem służbowym z krnąbrnym kierowcą i telefonem komórkowym. Opasłe ciało nie predestynuje go do szaleńczych pościgów, a stale domagający się kolejnych porcji funje z bawolim mięsem żołądek nie sprzyja efektywnej pracy. Snuje się więc Bunda ulicami Luandy bez motywu ani poszlak za podejrzanym wytypowanym na chybił trafił. Nagle niczym deus ex machina natyka się na międzynarodową szajkę fałszerzy.

Zapewne gdyby Pepetela postawił sobie za cel napisanie powieści detektywistycznej, w tym momencie fabuła nabrałaby zawrotnego tempa, a przed czytelnikiem przeparadowałby szereg podejrzanych. Pisarz wybrał jednak zabawę formą, rezygnując z klasycznej detektywistycznej łamigłówki. Styl prowadzenia narracji nie pozostawia co do tego złudzeń. Angolski pisarz bawi się konwencją. Karci narratora. Wyolbrzymia, balansuje na granicy dobrego smaku, łamie reguły. Chętnie sięga po banał. Jeśli wprowadza postać arabskiej piękności, to czyni z niej tancerkę brzucha. Jego antykryminał to przeplatany rubasznym humorem krytyczny obraz funkcjonowania współczesnej Angoli. Brutalne metody policji, nepotyzm, deprawacja i afery na najwyższych szczeblach władzy versus bezrobocie, bieda i brak perspektyw nieuprzywilejowanych warstw społeczeństwa.

Połączenia pastiszowej konwencji i niewygodnych wątków społecznych to rozwiązanie ciekawe i popularne. Niestety w przypadku prozy Pepeteli coś nie zagrało. Z pozoru zabawne sytuacje wywołują co najwyżej uśmiech politowania. Przejaskrawione postacie z Bundą na czele nużą.

W cyklu powieści o Kobiecej Agencji Detektywistycznej Nr 1 Alexander McCall Smith potrafił stworzyć pełnokrwistą, budzącą sympatię bohaterkę Mma Ramotswe, wpleść niemałą porcję dydaktycznych pogadanek o bolączkach Botswany, a wszystko to ująć w ramy zręcznych, detektywistycznych zagadek. Pepetela zrealizował podobny pomysł, ale bez wdzięku i właściwych proporcji. Angolskich smaczków nie wystarcza, by to zrekompensować.